To z kolei oznacza, że rodzice w wielu miejscach w Polsce nie mają faktycznie wyboru - dzieci z rocznika 2010 i tak we wrześniu pójdą do szkół. I to nie spodobało się minister edukacji Annie Zalewskiej, która właśnie rozesłała dwa listy: do dyrektorów szkół i przedszkoli oraz samorządowców, w których stanowczo krytykuje ich działania.
Dziecko to nie przedmiot
Minister przypomina, że organizacja miejsc w przedszkolach to zadanie własne gminy. I zauważa: "Dziecko nie może być traktowane przedmiotowo. Nie można, bez zgody jego rodziców, administracyjnie decydować o miejscu korzystania przez dziecko z wychowania przedszkolnego, np. przenosząc dziecko do innego miejsca, budynku itp.".
Zalewska przypomina zapisy ustawy o systemie oświaty. Wynika z nich, że rodzice dzieci przyjętych do danego publicznego przedszkola corocznie składają na kolejny rok szkolny deklarację o kontynuowaniu wychowania przedszkolnego w tym przedszkolu, w terminie siedmiu dni poprzedzających termin rozpoczęcia postępowania rekrutacyjnego. A Zalewska zaznacza: "Dyrektor placówki nie może odmówić przyjęcia takiej deklaracji - dotyczy to także rodziców dzieci 6-letnich - gdyż niezgodne z prawem jest twierdzenie, że przedszkole jest przeznaczone wyłącznie dla dzieci 3-, 4- i 5-letnich".
Elbanowscy wracają do akcji
Z przymusowym wysyłaniem sześciolatków do szkolnych zerówek walczy też stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców Tomasza i Karoliny Elbanowskich. 15 lutego spotkali się w tej sprawie z minister edukacji. Na Facebooku piszą: "przekazaliśmy opis problemów minister edukacji Annie Zalewskiej z prośbą o interwencję. Wciąż dostajemy informacje z kolejnych miejscowości. Rodzice coraz częściej mobilizują się i protestują przeciwko samowoli gmin, szczególnie przeciwko przesuwaniu zerówek dla sześciolatków do szkół, wywieraniu presji na zapisanie sześciolatków do I klasy i złej organizacji oddziałów przedszkolnych w szkołach".
Co będzie z trzylatkami, jeśli rodzice sześciolatków zaprotestują przeciw szkolnym zerówkom? MEN przypomina, że samorządy mogą opłacić im miejsca w przedszkolach niepublicznych. Takie rozwiązanie oznacza jednak kolejne wydatki dla gmin, które co prawda dostają dotację przedszkolną, ale może być ona niewystarczająca, by zapłacić prywatnym placówkom za opiekę nad przedszkolakami.